Egzamin zdałem w 2008 roku za 3 podejściem. Zdawałem 2 kategorie na raz A+B. Za pierwszym razem coś skopałem podczas testów i zakończyłem w taki sposób, że wyrzuciło mnie z testu (na obie kategorie) nie uznając żadnej odpowiedzi. ZERO punktów z testu teoretycznego, masakra. Następnym razem, zaliczyłem test, egzaminatora wręcz przywiązałem do mojego krzesła aby patrzył co robię i pytałem czy aby na pewno mogę przejść dalej, przestałem ufać w te pieprzone komputery. Zdałem odpowiadając w 100% na wszystkie odpowiedzi poprawnie. Egzamin praktyczny tego samego dnia. Najpierw motocykl, poszło gładko: plac i jazda po mieście. Z autem nie było już tak fajnie. Nie wiem jak to się dzieje ale te wozy egzaminacyjne mają strasznie czułe hamulce i sprzęgła, resztę załatwił stres. Zgasł mi, najechałem na linię 2x i to byłoby na tyle. Trzecia wizyta w WORDzie zakończyła całą paraolimpiadę. Miałem do zaliczenia tylko jazdę autem. Egzaminator muszę przyznać trochę mi pomógł, bo poczułem dociśnięcie 2x razy pedału hamulca z jego strony. Egzamin przejechałem w zupełnej ciszy, było kilka drobnych błędów ale egzaminator gapił się przez boczną szybę. Jakby celowo nie chciał widzieć drobnych błędów. Zdałem.
Do tej pory miałem 2 kolizje. Jedna była z mojej winy. Druga to najechanie mnie na zderzak przed światłami. Żyję, nikogo nie ubiłem, nigdy auta nie skasowałem. W rowie siedziałem może 6 razy. Człowiek młody i głupi był, za często ręcznego używał lub za bardzo pędził po śniegu/lodzie. Teraz jest już inaczej, mam wyczucie, mam trochę doświadczenia i trzymam dystans do siebie i do pojazdu przede mną